1. Kolekta (3 IV)

Pierwsza, wstępna część Mszy św. kończy się tzw. kolektą. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego „colligere” – zbierać; modlitwa ta bowiem „zbiera”, streszcza w jednej formule główne motywy liturgii danego dnia. Rozpoczyna się charakterystycznym, uroczystym wezwaniem celebransa „Módlmy się” (zauważmy, że wszystkie tzw. modlitwy zmienne Mszy ułożone są w pierwszej osobie liczby mnogiej, bowiem wszyscy zgromadzeni w kościele są częścią jednej wspólnoty wiary). Kolekta dzieli się na 3 części:

–  Pierwsza to sformułowanie pewnej prawdy wiary lub myśli dotyczącej patrona lub patronki dnia, jakiegoś wiodącego w danym dniu aspektu Bożych tajemnic, głównego tematu modlitwy i refleksji tego dnia. Np. (kolekta na uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi): „Boże, Ty przez dziewicze macierzyństwo Najświętszej Maryi Panny obdarzyłeś ludzi łaską wiecznego zbawienia…”.

–  Druga część to prośba, aby powyższa tajemnica znalazła odzwierciedlenie w naszym życiu i wydała w nim owoce, np. dalsza część zacytowanej kolekty brzmi: „…spraw, abyśmy doznawali orędownictwa Tej, przez którą otrzymaliśmy Twojego Syna, Dawcę życia wiecznego”.

–  Trzecia część to formuła końcowa, zaczynająca się najczęściej od słów: „Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa…”. Kolekta jest prawie zawsze kierowana do Boga Ojca przez Syna w Duchu Świętym, a więc jest to modlitwa trynitarna, odnosząca się do całej Trójcy Świętej.

Po wezwaniu „Módlmy się” następuje chwila ciszy. Jest ona swego rodzaju zatrzymaniem akcji liturgicznej, wezwaniem zgromadzonych do wewnętrznego wyciszenia się i przedstawienia w tym czasie Bogu swoich własnych intencji mszalnych, wszystkich osobistych radości i trosk, z jakimi przybywamy do kościoła.

Przy tej okazji warto chyba zwrócić uwagę na istotną – bodaj czy nie największą – słabość liturgii mszalnej w naszym kraju: a mianowicie jest ona zdecydowanie „prze-gadana” i „prze-śpiewana”. Odnosi się wrażenie, jakby w naszych kościołach panował jakiś chorobliwy strach przed ciszą. To zjawisko łatwo zrozumiałe, gdyż żyjemy w świecie pełnym zgiełku i tak się do tego zgiełku przyzwyczailiśmy, że nie potrafimy się już bez niego obejść – w ciszy czujemy się nieswojo. Ale to zjawisko zarazem niebezpieczne, gdyż wszyscy wielcy mistrzowie życia duchowego (nie tylko zresztą chrześcijańscy, ale i innych religii) są zgodni co do tego, że ukochanie ciszy jest warunkiem koniecznym głębszego rozwoju duchowego. Na pewno za to „przegadanie” liturgii odpowiedzialni są jej animatorzy – duchowni, organiści, ale i nie bez winy są wierni, którzy ogólnie biorąc ciszy nie cenią i nie chcą. Jeśli chcemy to zmienić, to starajmy się odpowiednio przygotowywać do Mszy, a to przygotowanie powinno polegać m.in. na wewnętrznym wyciszeniu się przed przyjściem do kościoła, a nawet już wieczorem poprzedniego dnia.

 Kolejne katechezy pod cyferkami