1. Znak krzyża: „W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego” (7.02.2016)

 Któż nie wie, że krzyż jest znakiem rozpoznawczym chrześcijaństwa, znakiem tożsamości chrześcijan? Wiedzą to nawet ci, którzy poza tym o naszej wierze nie wiedzą nic. Całe życie chrześcijańskie jest naznaczone znakiem krzyża – począwszy od chwili gdy w czasie obrzędu sakramentu chrztu kreślą go na czole niemowlęcia kapłan i rodzice dziecka, aż po chwilę gdy kapłan żegna tym znakiem składane do grobu ciało człowieka wierzącego. Znakiem krzyża rozpoczynamy też i kończymy każdy dzień, występuje on też prawie zawsze w naszych modlitwach. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że tym świętym znakiem rozpoczynamy Eucharystię, uobecnienie krzyżowej męki Chrystusa.

Tak często ten znak wykonujemy, że czasami staje się to czysto rutynowym gestem i nie dostrzegamy już jego znaczenia. A tak wiele się za nim kryje! – przede wszystkim to, co najważniejsze: miłość Boga zwyciężająca ludzki grzech, bo przecież to z miłości do nas Jezus przyjął śmierć krzyżową, aby wyzwolić nas z kajdan grzechu. Każde spojrzenie na krzyż winno być dla nas uświadomieniem sobie tej miłości i wezwaniem, by ją odwzajemnić. Tym też powinien być ten znak krzyża wykonany na rozpoczęcie Mszy św. Niech nie będzie zrobiony pośpiesznie, niedbale, bezmyślnie – niech to będzie gest świadomy i uroczysty, odpowiadający wadze eucharystycznego wydarzenia, wyrażający zarówno nasz szacunek dla krzyżowej śmierci Pana, jak i nasze poczucie przynależności do wspólnoty naznaczonej tym znakiem – wspólnoty chrześcijan.

Wykonując znak krzyża, celebrans rozpoczyna Eucharystię formułą trynitarną: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Nie należy jej rozumieć w słownikowym sensie zwrotu „w imię”. Kapłan nie jest „pełnomocnikiem” Boga, który by występował „w Jego imię” wobec zgromadzonego ludu, lecz przywołuje on Boga, wzywa Go i uświadamia wszystkim, że zebrali się w świątyni dla Niego i ze względu na Niego. A jest to Bóg w Trójcy Jedyny, święta Tajemnica, którą wyznajemy, choć jej w pełni nie rozumiemy: Ojciec, który nas stworzył; Syn, który umarł za nas; i Duch Święty, który uświęca nas każdego dnia. To Tajemnica miłości, która zaprasza nas, abyśmy się w nią włączyli.

Zgromadzony lud odpowiada słowem Amen (nie ament, jak słyszy się w wielu regionach naszego kraju!) To słowo jest bardzo „pojemne”, pełne znaczenia. Pochodzi z języka hebrajskiego, i właściwie nie da się go wyrazić jednym słowem ani nawet jednym zdaniem polskim. Oznacza ono zaświadczenie o słuszności, prawdziwości tego, co zostało wcześniej powiedziane, akceptację tego, zgodę, ale nie zgodę tylko czysto rozumową, intelektualną, lecz zgodę egzystencjalną, zobowiązanie się do świadczenia temu swoim życiem, do bronienia tego. „Amen” wypowiedziane po jakimś zdaniu odpowiada mniej więcej temu, co uroczysta przysięga „Tak mi dopomóż Bóg” stosowana niegdyś w różnych ważnych sytuacjach, np. przy objęciu władzy czy w sądzie. Gdy więc celebrans rozpoczyna Mszę św. formułą trynitarną, a lud odpowiada „Amen”, mówi przez to, że akceptuje to wszystko, co ta formuła wyraża, i zobowiązuje się do poświadczania tego swoim życiem. A ta formuła wyraża, przypomnijmy, Boga, który jest miłością…

Kolejne katechezy pod cyferkami